Remigiusz Biały: Wzgórze Partyzantów i Bastion Sakwowy. Która nazwa jest właściwa i której należy używać?
Arkadiusz Föster: Wzgórze Partyzantów jest zastanawiające. Dlaczego? Skoro nigdy na nim nie było, żadnych żołnierzy czy walk. Co do drugiej opcji, to określenie "bastion" dopiero od niedawna funkcjonuje w świadomości Wrocławian. Mimo, że to jest właśnie nazwa historyczna dla tego miejsca i zgodna z tym, co dokładnie się tam znajduje. Choć początkowo w tym miejscu, o którym rozmawiamy było jeszcze coś innego.
Ale mamy także przydomek "sakwowy". Skąd się wziął?
W średniowieczu Wrocław był otoczony murami miejskimi, w których znajdowały się bramy - strzeżone podczas oblężenia przez wrogie armie. Wtedy poszczególne wrocławskie cechy miały za zadanie bronić wyznaczonych bram i części murów. Nazwa dla tej bramy wywodzi się od cechu kaletników, którzy ze skóry wytwarzali torby i m.in. sakwy. Dlatego bramę nazwano Bramą Sakwową.
Skąd więc wziął się bastion?
Brama funkcjonowała bardzo długo, aż do drugiej połowy XVI wieku. W 1571 roku postanowiono w jej miejsce wybudować bastion, który zwiększył możliwości obronne Wrocławia. Jednak na początku XIX wieku, po zdobyciu miasta przez wojska napoleońskie, postanowiono rozebrać mury. W 1867 roku bracia Gustaw i Adolf Liebichowie - właściciele cukrowni na Klecinie - postanowili ufundować rekreacyjne wzgórze z galerią, wieżą (dziś nie istnieje) i atrium, które możemy podziwiać do dziś. Wydali na to około 70 tysięcy talarów. To dwukrotność ówczesnego rocznego budżetu Wrocławia. To była na tyle duża inwestycja, że miasto postanowiło się odwdzięczyć i wzgórze nazwano na ich cześć "Liebichs Höhe", czyli wzgórze Libicha.
I w takim kształcie nasz obecny bastion przetrwał do czasów II wojny światowej. Jak pionierzy Wrocławia, Polacy nazwali to miejsce?
Wówczas w tysiącletniej historii Wrocławia następuje jedno z najważniejszych wydarzeń. Miasto przechodzi w ręce Polaków. Oczywistym jest, że po tym wszystkim, co się stało, próbujemy to miasto zrepolonizować. Pierwszą polską nazwą było Wzgórze Miłości, a to dla tego, że dla ludności polskiej, która po latach okupacji znała język niemiecki, to nazwisko Liebich kojarzyło się ze słowem Liebe. Od 1948 roku w powszechnej świadomości wrocławian utarła się nazwa Wzgórze Partyzantów, która wzięła się od wystawy fotograficznej zorganizowanej tam zaraz po wojnie.
Przez ostatnie dwa lata zabudowania na Wzgórzu Partyzantów zrewitalizowano. Podczas remontów w mediach zaczęto pisać o "Bastionie Sakwowym", czyli wracamy do tej nazwy. Czy ta nazwa się przyjmie?
Podobnie jak nazwa Wzgórze Miłości, Wzgórze Partyzantów nie ma głębszego historycznie uzasadnienia. Nie było tam nigdy żadnych partyzantów i nigdy oni nie prowadzili tam walk. A sama wystawa to było okazjonalne wydarzenie, które trwało kilka tygodni. Nazwa Bastion Sakwowy jest zakorzeniona w historii Wrocławia. Myślę, że powrót do niej jest słuszny, bo pokazuje nam historię tego miejsca. Uważam też, że mieszkańcy szybko się przyzwyczają. Zwłaszcza młode pokolenie, które już nie używa nazw: Hala Ludowa, Pedet, plac PKWN, 1 maja czy Dzierżyńskiego. Może trochę wolniej nastąpi to wśród starszych mieszkańców, którzy przez większość życia mieli do czynienia ze Wzgórzem Partyzantów.
Rozmawiał Remigiusz Biały
Zobacz też:
Oni dostali się do Europarlamentu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?